Szukaj na tym blogu

piątek, 3 grudnia 2010

Chapter one

jest 8.30 rano, nie śpię chyba już od godziny, aż w końcu budzik nieśmiało oznajmia, że pora podnieść się z łóżka...Za oknem jest jakieś 12 stopni poniżej zera, powtór leży obok, śpi mocno wtulony w pościel i w moje  ramiona. Jest nieświadomy tego, że pocałunkiem próbuję wybudzić go ze snu, tak żeby dotyk moich ust na jego policzku był pierwszym doznaniem, jakie poczuje. Śpi mocno, więc nie chcę go wyrywać z tego słodkiego stanu. Delikatnie wysuwam rękę spod jego karku, wtedy on przewraca się na drugi bok i chowa głowę pod kołdrą. Chciałabym tak leżeć koło niego cały poranek, ale wreszcie zmuszam się do tego, by wstać i idę zmyć pozostałości wczorajszego makijażu.
Gdy wracam, widzę tylko jego splecione stopy wystające spod bawełnianej pościeli. Ten widok sprawia, że przez chwilę stoję nad łóżkiem i gapię się na ten jedyny widoczny w tej chwili fragment jego ciała z niedowierzaniem. Czy kiedykolwiek myślałam, że zobaczę obiekt moich westchnień i fantazji, główny temat mojego półrocznego marudzenia i wychwalania a zarazem źródło wewnętrznych sporów i niepewności w moim domu? W moim łóżku? Nie, nie myślałam. Dalej wydaje mi się to niewiarygodne. Ale bardzo dobrze mi z tym, że mogę przez chwilę beztrosko stać i napawać się tym uczuciem, które daje mi sam jego widok.
Patrzę na zegarek, dochodzi 9.00. Jeszcze raz staram się jak najdelikatniej przywitać go tego poranka, całuję jego powieki i policzki. Widzę jak powoli otwiera oczy...
-Kochanie... pora wstawać, już dziewiąta
Jego źrenice rozszerzają się momentalnie.
-Nie zdążę. Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej?
-Budziłam...
-I co powiedziałem?
-Nic.
Zrywa się i w pośpiechu ubiera spodnie. Proponuję by wypił coś ciepłego przed wyjściem, ale wystarcza mu tylko obrana przeze mnie mandarynka. Ubiera kurtkę i buty. Żegnamy się w drzwiach, gdzie czule przytula mnie czekając na windę. Z uśmiechem życzy mi udanego dnia, jednak ja jakoś nie mogę znaleźć odwagi by życzyć mu tego samego.
-To nie będzie udany dzień. Ani udany weekend.
-Dlaczego?
-...
Widzę zniecierpliwienie na jego twarzy.
-Daj spokój, nie myśl o tym, następny weekend spędzimy razem.
Ta wizja pozwala mi trochę odsunąć na bok moje obawy i uśmiecham się do niego. Zanim winda zdąży odjechać, całuje mnie jeszcze dwa razy.

Zza zamkniętych drzwi szeptem życzę mu powodzenia i pomyślnego załatwienia sprawy w banku.
Przez najbliższe trzy dni muszę wytrzymać ze świadomością, że nie możemy się spotkać, bo właśnie w ten weekend przyjeżdża jego żona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz